Pustelnik_w_Chojnicach

Pustelnik z krzyżem

Wielu mieszkańców Chojnic rozglądało się dziś za charakterystycznie ubranym mężczyzną niosącym krzyż. To pan Mieczysław spod Elbląga, pustelnik, który mówi o sobie pokutnik. Nikogo nie zaczepia, ale rozmów nie unika.

Pana Mieczysława z krzyżem i różańcem w ręku, ubranego niczym ksiądz Robak, zauważyłem na ulicy 31 Stycznia. Szedł od skrzyżowania w stronę starostwa. Zanim zawróciłem i zostawiłem samochód na parkingu zdążył wejść do sklepu spożywczego. Jednak wiedziałem, gdzie jest. Pod sklepem zostawił oparty o ścianę duży drewniany krzyż. – Dzień dobry – powiedziałem, gdy wyszedł z drobnymi zakupami spożywczymi.

Uśmiechnął się, odpowiedział. Gdy się przedstawiłem odpowiedział, że zdarza się, że podchodzą do niego reporterzy. Po jednym z artykułów o jego życiowej misji dowiedzieli się wszyscy w jego miejscowości i w okolicy. Co prawda tajemnicy z tego nie robił, ale o jego wyjściach z domu z krzyżem wiedziała najbliższa rodzina i miejscowy proboszcz. Pan Mieczysław odwiedza bowiem miasta i miasteczka w całej Polsce, wiele razy był już za granicą.

Dokąd zmierza? Kogo spotyka? – Nie wiem dokąd idę, o tym czasami decyduje ułamek chwili, jakaś rozmowa – mówi pan Mieczysław. Uważa, że w życiu nie ma nic bez sensu, że wszystko dzieje się po coś. Ludzie, których niby przypadkiem spotyka i którym pomaga, są mu przeznaczeni. Chociażby jeden z rozmówców, który pomylił wagony i zamiast do 12 przyszedł do 15. I już został, bo wciągnął się w rozmowę z panem Mieczysławem i poczuł ulgę, gdy wydusił z siebie swoje problemy.

Pustelnik w Chojnicach 2 Pustelnik z krzyżemW każdej miejscowości pan Mieczysław szuka kościołów. Tam chce klęknąć, pomodlić się, ale nie narzuca się nikomu. Nie zaczepia mieszkańców, nie idzie do księży. Swoją misję widzi bowiem inaczej. Chce rozmową pomagać ludziom, którzy sami tego chcą i sami poczują potrzebę porozmawiania z nim. – Codziennie na swojej drodze spotykam ludzi, często podchodzą, dopytują, pozdrawiają. Często są to też ludzie zagubieni, z problemami, które ja sam też kiedyś miałem, bo był alkohol – opowiada pustelnik spod Elbląga.

Cieszy się, że ludzie mu ufają, opowiadają o swoich problemach. On się za nich modli i ewangelizuje. – Wiele razy poczułem, że to co robię ma sens, bo ludzie nawracali się, wracali do kościoła po wielu latach rozłąki z Bogiem – mówi pan Mieczysław. W Chojnicach był w trzeci dzień swojej tegorocznej pustelniczej wędrówki. Ile dni przed nim? Nie wie. Śpi, gdzie się da. Jak nikt nie zaprosi do domu, to i pod gołym niebem się zdarza.

Zaprowadziłem pana Mieczysława do kościoła Matki Bożej Fatimskiej i kościoła Chrystusa Króla i błogosławionego Daniela Brottier, bo wcześniej był już w bazylice. Pan Mieczysław w kościołach klękał i dziękował Bogu za łaskę, jaką otrzymał. – Bo to wszystko to jest działanie Boże. Bóg mnie powołał i widzę w tym sens już od wielu lat – mówi z przekonaniem. Zdarzenia, których doświadcza, nazywa cudem.

Rozmowa jednak się skończyła. Niestety, rozstaliśmy się przy „Biedronce” przy rondzie Solidarności. Pan Mieczysław chciał coś dokupić sobie do jedzenia, ja musiałem „lecieć” dalej, bo terminy goniły.

Pustelnik pod Biedronką zostawił swój krzyż, ochroniarz mówił, że przypilnuje. Jakie plany ma na później? Nie wiedział. Mówi, że najpierw coś zje, a potem się zobaczy. Może uda się w stronę Człuchowa lub Szczecinka… Kiedyś odległości z miasta do miasta pokonywał pieszo, miał kondycję, bo w młodości biegał. Teraz raczej wybiera pociąg. Mogliście spotkać go więc na dworcu, bo z chojnickiego dworca na pewno szybko nie odjechał…